No i w końcu dotarliśmy do opisu miasta. Dzisiaj trochę się nachodziłem. Jaki jest Sajgon ? Inny niż Hanoi. Bardziej ruchliwy, bardziej nowoczesny, bardziej turystyczny, mniej wietnamski. Tak naprawdę, jak w każdym mieście, jest jakaś określona strefa z miejscami godnymi uwagi. I najczęściej obejście tej strefy, zajmuje jakąś część dnia. Sajgon jest podzielony na dystrykty. Większość miejsc z listy must see jest właśnie w dystrykcie 1 czyli centrum. Pomimo, że w moim odczuciu ruch uliczny jest większy i to o wiele, nie odczuwałem tak negatywnego oddziaływania smogu. Zaskakujące jest to, że Sajgon jest bardzo zielony. Dużo parków, przy szerokich ulicach drzewa, i trawniki. A poza tym miasto to jeden wielki plac budowy. Budują, remontują, burzą. W centrum dominuje nowoczesność. Wieżowce, centra handlowe, szkło i stal. Pośród tej nowoczesności, kolonialne budynki na modłę francuską. Budynki z reguły dobrze zachowane, przekształcone na hotele, sklepy, urzędy. Tylko niektóre jak poczta, opera i katedra chyba pełnią swoją funkcję od samego początku, zgodnie z celem podczas budowania. Poza centrum wracamy do już znanego widoku. Typowo wietnamskich ulic i uliczek. Katedra była zamknięta ze względu na remont, na poczcie był taki tłum turystów, że nie było sensu się pchać pół godziny, żeby wejść do środka. Opera zamknięta do wieczora. Tylko Bitexo Financial Tower ze swoim sky deckiem, była dostępna z atrakcji, do których można by było chcieć wejść, a wejście kosztuje 200.000 VND. Wjeżdżamy na 49 piętro i mamy widok na panoramę miasta. Bitexo to drugi najwyższy budynek Sajgonu. Konstrukcja ma przypominać kwiat lotosu :) Widok całkiem niezły. Można zdobyć pojęcie o wielkości i budowie miasta. Przebyło ono sporą drogę, od małej kambodżańskiej wioski rybackiej, do drugiej metropolii Wietnamu. Centrum zszedłem, w około trzy godziny, z wizytą w Bitexo. Wszystko mamy w promieniu około 1 km. Zwiedziłem też miejsce, które przez tripadvisor jest określane jako kulinarne must be Sajgonu. Street Food Market niedaleko centrum. Zawitałem, zobaczyłem cały tabun autokarów, mnóstwo turystów i ceny za jedzenie 5 razy wyższe, niż w normalnym ulicznym barze gdzie i tak Ciebie kasują podwójnie ;) definitywnie nie polecam. Ale uliczki dookoła marketu to już inna bajka. Całe mnóstwo straganów. Nie wspominałem o tym wcześniej, bo wiedziałem, że nie jeden raz będzie pretekst do napisania o zjawisku wietnamskich sklepów. Zakupy w Wietnamie nie robi się to tu to tam. Zakupy w Wietnamie, w zależności od tego co potrzebujemy, robimy na konkretnej ulicy. W Sajgonie może jest to bardziej pomieszane, ale w innych miejscach w których byłem jest to regułą. O co chodzi. Mianowicie... przypuśćmy, że potrzebujemy kupić artykuły sprzętu domowego. Idziemy na konkretną ulicę gdzie są tylko sklepy z AGD. Zepsuty laptop, telewizor, pralka? Ulica X. Naczynia? Ulica Y. Kafelki? Ulica Z. I tak branżowo. Wiadomo, że zawsze znajdzie się czarna owca. Ale to wyjątki. Nie ma w jednym, idę do drugiego, tuż obok, a nie na drugim końcu miasta :) Po zwiedzeniu centrum proponuję się zgubić :) Bez mapy, bez pospiechu, przed siebie. Bez celu. Wtedy mamy okazje zobaczyć ten wietnamski Sajgon. I nie trzeba specjalnie długo być zgubionym, żeby go znaleźć. Granica jest zauważalna. Zero nachalnych sprzedawców z okularami, zero dorożek, zero taksówek. O wiele mniej turystów. I ludzie bardziej uśmiechnięci jak Ciebie widzą. Bo widzą durnego turystę który pewnie się zgubił, a nie chodzące dolary, które trzeba wyciągnąć. I maja rację będąc w błędzie. Zgubił, ale nie zabłądził ;) Podsumowując. Sajgon jest odwrotnością Hanoi. I to wyraźnie widać. Bardziej nowoczesny, bardziej nachalny, bardziej tętniący życiem, pełniejszy śpieszących się ludzi i ciekawskich turystów. Jest droższy. Ale jak się dobrze poszuka, to znajdzie się miejsca, tak jak ja znalazłem, że wystarczy przyjść, usiąść na tych mini krzesełeczkach i jeżeli nie powiemy niczego nowego, to dostaniemy pyszny ryż z wołowiną i warzywami za 25.000 VND tak jak ostatnio. I możliwość porozmawiania z ciekawskim mężem właścicielki ;) I trzeba sobie odpowiedzieć w końcu na pytanie, które pewnie każdy świadomie czy nie sobie zadaje. Czy nasze "ale Sajgon" jest bliskie prawdy ? Chyba tak ;) Bardziej podoba mi się Hanoi, ale ja bardziej lubię spokój. Sajgon jest zwariowany. Głośny. Inny. Ale mimo tego wszystkiego też mi się podoba. Jest wietnamski inaczej :)
I tak chyba dotarłem do końca. 3,5 tyś km dalej, 30 dni później. Jutro mam dzień na porządki, przepierkę nic nie robienie. A pojutrze o świcie na lotnisko i opuszczam Wietnam. Podsumuję wszystko jak już dotrę na Pattaya. Postaram się Wam przedstawić koszty, ceny, i pomysły na usprawnienie niektórych elementów. Wytknę sobie wszystkie błędy. Choć nie było ich wiele. Wietnam zaskoczył mnie bardzo. I to w ten dobry sposób. Jest to kraj do którego warto wrócić. I który warto zwiedzić. I nie wiem czy to nie ostatni gwizdek na to aby to zrobić. Wietnam powoli, ale się rozwija. Za 5-10 lat nie będzie już taki sam. Tak oryginalny. Taki wow :)