No i wywialo mnie na Flores. Miejscowosc Labuan Bajo. Sam skraj wyspy. Punkt wypadowy, do Parku Narodowego Komodo, na wyspach Rinca lub Komodo. Plan, zobaczyc smoki z komodo. Ale jak juz zaczalem sie rozgladac, to wyszlo, ze warto jeszcze kilka miejsc zobaczyc. Lecac samolotem na wschod, mialem okazje zobaczyc z lotu ptaka, Bali i wszystkie wyspy po drodze do Flores. I powiem Wam, ze Bali z lotu ptaka, wyglada jak miasto porosniete dzungla. Lombok, jak wielkie pole ryzowe, przeplecione miastami, miasteczkami, wioskami. Ale im dalej na wschod, tym coraz mniej budynkow, a coraz wiecej natury. Gdy wysiadlem w Labuan Bajo, wiedzialem, ze podjalem dobra decyzje. Mialem wewnetrzne przekonanie, ze bede zadowolony. Hotel mialem 2 km od lotniska. Taksowkarze prywatni chcieli za ten odcinek 50 tys. Poszedlem na piechote. Spacerek 30 minut i jestem. Labuan to prawie wioska, aspirujaca do miana miasteczka. Taki nasz, troche mniejszy Sianow. Nad samym morzem. Zameldowalem sie i poszedlem szukac opcji. W 4 informacji turystycznej, dogadalem sie i ustalilem grafik. 1,2 mln za wypad na Rinca szukac smokow. Popytalem jeszcze, co warto zobaczyc. Ogolnie, moglem w programie 3-5 dniowym, zobaczyc warany, trzy jeziora wulkaniczne na Kalimutu, pola ryzowe w ksztalcie pajeczej sieci i endemiczna wioske. Calosc, za 4,5 mln, jako ze bylem sam. Prywatny samochod, bilety wstepu w cenie. Cena zaczela sie od 6,2 mln, ale nizej niz 4 nie chcial zejsc. Popytalem w kilku biurach i stwierdzilem, ze 4,5 to dosc dobra cena. Powiedzialem, ze sie odezwe wieczorem. Bo mam tylko czas do 13.01 w poludnie. Narazie zaplacilem za Rince. Wieczorem ruszylem na poszukiwanie jedzenia. Bylem bardzo zaskoczony. 100 metrow od hotelu, zaczynalo sie nabrzeze. A wzdluz niego, byl nocny targ. Oj sie najadlem. Swieze jeszcze ruszajace sie krewetki. Ryby. Lokalne potrawy. Pycha. Po dluzszym zastanowieniu, przyklepalem deal z gosciem w sprawie reszty. Wiedzialem ze drogo, ale naprawde czasami widzisz kiedy cena jest ostateczna. No wiec wrocilem do hotelu i spac. O 7.00 rano start na Rinca, a pozniej w samochod i do Ende punktu wypadowego na Kalimutu. Wydawalo mi sie, ze pojdzie gladko. Ale zapomnialem ze to Indonezja.