A wiec moj hurra optymizm, musi byc zawsze ukarany. Mial miejsce ten 1%. Nikt sie nie znalazl na wycieczke. Kilka osob bylo, ale nie byli zainteresowani. Wiec wrocilem do planu pierwotnego. Chwilowo. Bo dalej szukaja wspoltowarzyszy dla mnie. Obudzilem sie, spakowalem i ruszylem na wulkan Tangkuban Perahu. Najwieksza atrakcje zachodniej Jawy. Gosciu ktory zajmuje sie wycieczkami, mowil mi, zebym lepiej posiedzial w hostelu, niz tracil czas na wypad, bo naprawde nie warto. Nie posluchalem. I to byla zla decyzja. Ruszylem z statiun hall niedaleko hostelu, busikiem bezposrednio jednym ciagiem, pod samo wejscie na wulkan. Niecale 20 km 1h20min jazdy. Spod bramy glownej, jeszcze okolo 5 km do stozka. Wejsciowka dla lokalnych 30tys, a dla turystow, czytaj bialych 300 tys. Rozboj w bialy dzien. Za busika zaplacilem 10 tys i szkoda mi bylo, skoro juz tak blisko, wracac. Ale stwierdzilem, ze te 5 km pod gorke, przejde piechota. Asfaltowa droga na sam szczyt. Zajelo mi niecala godzine. Dotarlem do krateru. Wszedzie stoiska, budki z zarciem, samochody, konie, obwozni sprzedawcy. I dziura w gorze, z czyms szarym na dnie i lekko wydobywajacym sie dymem lub para. Gdy lokalni zrozumieli, ze nic nie kupie, to moglem spokojnie pstryknac pare zdjec. Pstryknalem i stwierdzilem, ze zobacze jeszcze jedna niecke, troche ponizej. Wracalem sobie na luzie, pod parasolem, bo lekko padalo. Dotarlem do wejscia w strone niecki, chce isc dalej, a tu mnie gosciu zatrzymuje, ze musze wziasc lokalnego przewodnika bo tam jest niebezpiecznie. Za 250 tys. Popatrzylem na nich i poszedlem sobie. Jezeli najwieksza atrakcja mnie nie zachwycila, to nie wydam 250 tys, na druga watpliwa. Jak wrocilem do hostelu, okazalo sie, ze nie trzeba zadnego przewodnika. Naciagacze to byli. Skoro zobaczylem co mialem zobaczyc, to ruszylem spowrotem do wyjscia. W sumie, musze wspomniec o jednej rzeczy ktora mi sie spodobala. Ale nie mialem pelnego obrazu. Wulkan ma okolo 2 tys wysokosci. A nachodzily chmury. Jak przez moment je rozwialo, to zobaczylem kawalek panoramy. Wydawala sie sliczna. Ale zaraz naszly chmury i tyle widzialem. No wiec wyszedlem z terenu i zlapalem busika. Okazalo sie, ze busik jedzie tylko do okreslonego miejsca, wiec wysiadlem tuz przy stoisku z jedzeniem. Pora pozna troche kalori spalilem, wiec trzeba cos zjesc. Sato z kurczakiem. Zupa smieciucha z ryzem. Co mam to wrzuce i zagotuje. Co wyjdzie oceni klient. Ale bylo dobre i sycace. Po sato, kupilem cos smazonego na glebokim oleju w ciescie. Okazal sie to byc banan z czekolada i serem. Naprawde, zaskakujaco pyszne. Zjadlem jeszcze dwa :) Nie byly duze. Zaden busik nie jechal w kierunku Bandung, wiec stwierdzilem, ze ide na piechote i po drodze cos zlapie. Zlapalem po 15 minutach. Busy maja na przedniej szybie napisane gdzie jada. Wiec jak zobaczylem St. Hall to wsiadlem. No i powiem Wam, ze tylek mnie jeszcze boli od tej twardej lawki. Gdybym znal droge i wiedzial gdzie jestem, to bym wysiadl i szybciej doszedl na piechote. Pod gore prawie 1,5 godziny. Na dol troche ponad 3. Masakra. Ale juz wiem dlaczego sa takie korki. Przynajmniej wydaje mi sie ze wiem. Wynika to, z calkowitego olewania przepisow i policji. Na kazdym wiekszym skrzyzowaniu stal kierujacy ruchem. Pokazuje jednym stac, a drugim jechac, a i tak nikt go nie slucha. Jada wszyscy. Dobrze ze padal deszcz i bylo w miare chlodno, bo bym padl. Tak wiec czekam z nadzieja na to, az znajdzie sie ktos do towarzystwa w wycieczce. Bo cos mi sie wydaje, ze plan jaki sobie ulozylem, bazuje na popularnych atrakcjach turystycznych, a nie na tych robiacych wrazenie. Wiec jezeli chcecie zobaczyc Tangkuban Parahu, to dobrze sie zastanowcie. Bo wrazenia moze na Was nie zrobic. A caly dzien bedzie w plecy. I 320 tys rupii.
Znalazl sie nastepny, teoretyczny naiwny. Ruszamy o 8 rano. 65 euro, lub 1 mln rupii. Dwa dni, jeden nocleg. Konczymy w Pangandaran na poludniowo-srodkowym wybrzezu. W miedzyczasie, wychodzac z zalozenia, ze nie bedzie drugiego, zaczalem planowac to samo, tylko na wlasna reke. Czesc jest na poludnie od Bandung, a reszta na poludniowy wschod. Jak podliczylem noclegi, wynajecie skutera, bo inaczej raczej sie nie da ( no chyba ze samochodem ), a Jonny mowi, ze skuterem dojade bez problemu, pozniej nocleg w Garut, zwiedzanie, wejsciowki i przejazd do Pangandaran to okolo 600 tys rupii. A tu mam transport samochodem, sniadanie i zero szukania. Wiec moim zdaniem jak najbardziej sie oplaca. A jezeli jeszcze widoki beda rewelacyjne, to juz wogole bedzie super. Ocenie wieczorem.