W koncu dotarlem. Bali. Ale wszelkie wrazenia, zostaly przycmione przez zdazenia calego dnia. Po pierwsze Kawah Ijen. Mozna by bylo powiedziec, ze Ijen byl wielkim rozczarowaniem. Ale nie powiem. Ten wulkan wymaga trzech rzeczy. Przygotowania fizycznego, sprzetowego, mentalnego. A ja ruszylem, totalnie nie przygotowany. Przewodnik ostrzegal jak bedzie, ale oni zawsze przesadzaja. No coz. Ucieklem z Ijen. Bylem w piekle i wrocilem. Po pierwsze, dojazd do Ijen jest prosty. Dobrze oznaczona trasa. Dojezdzasz do miejsca, gdzie dalej tylko na piechote. I tu musisz miec kondycje. Nie chwalac sie, ale ze mnie calkiem niezly piechur. Ale podejscie na szczyt i zejscie do krateru oceniam na 9 w skali 10. Jak wrocilem do samochodu, to nogi mialem jak z waty. Ostre podejscie pod katem jakis 45 stopni, o dlugosci 2 km. Cale podejscie ma 3 km. Zejscie do wulkanu okolo 600 metrow bardzo strome. I nie ma sciezki. Jest mniej luznych kamieni. I przygotowanie sprzetowe. Po pierwsze, bardzo dobre buty. Po drugie, bardzo dobra latarka. Po trzecie, plaszcz przeciwdeszczowy i szczelny plecak. A po czwarte i najwazniejsze. Profesjonalna maska przeciw pylowa i gazowa. Podejscie mialo miejsce w nocy. I dobrze. Bo gdybym widzial dokad ide i ktoredy, to bym sie zastanawial czy mi sie chce. Ciagle padalo. Jak doszedlem na szczyt po jakis 45 minutach, przyszla kolej na zejscie. Gdyby nie przewodnik, za cholere bym nie zszedl. W polowie zejscia stezenie oparow siarki zrobilo sie tak mocne, ze trzeba ubrac oslone na nos i usta. Jako ze nie mialem maski, wykorzystalem recznik, gwizniety z hotelu. Podwojnie zlozony. I polany woda. Gdy zeszlismy na dol, opary pary siarki i diabli wiedza czego jeszcze, byly tak wielkie, ze dusilem sie pomimo grubego recznika. W dodatku wypalalo oczy. Ciemno i trzeba poruszac sie prawie po omacku. Widzialem niebieski ogien. Zjawisko, majace miejsce tylko w dwoch miejscach na ziemi ( ponoc Islandia i Jawa ). A potem ucieklem gdzie pieprz rosnie. Na samej gorze zimno, wietrznie, pochmurno i mgliscie. Poczekalismy godzine czy cos sie zmieni i pokonani wrocilismy. Zejscie trudniejsze niz wejscie. Stromo i slisko. Ogolnie warunki byly tak parszywe, ze nawet aparat nie mial na czym skupic focusa. Zdjec zadnych z dna krateru. A z gory tylko mgla. Wiec ogolnie, oprocz niebieskich plomieni, palacej sie siarki, zobaczylem niewiele. Ale sadze, ze nie wolno skreslac Ijen. Poprostu mialem pecha. Z wulkanu, zostalem zawieziony na prom. W Banyuwangi wsiadlem do autobusu do Denpasar i w tym autobusie przeskoczylem promem na Bali. Prom wyplynal o 10.30 dotarl na drugi brzeg o 12. A o 17 bylem w Denpasar. Tyle, ze do hotelu daleko. Wiec taksowka Blu Bird. I jak ruszylismy zorientowalem sie, ze nie mam telefonu. Zostal w autobusie. Wrocilismy, a autobusu juz nie ma. Wiec go gonilismy. Jak dogonilismy i sprawdzilem miejsce gdzie siedzialem, telefon o dziwo sie znalazl. No ruszylismy znowu w kierunku hotelu. Ale jako ze mialem malo pieniedzy, a gonitwa za autobusem nabila prawie 30 tys rupii, to stwierdzilem, ze bankomat. No i znalezlismy bankomat. Wkladam karte, podaje pin, wciskam kwote. A bankomat odrzuca transakcje i konfiskuje karte. O ku..a, ale spokojnie. Dzwonie do operatora bankomatu. Przyjeli zgloszenie i jak jutro wyjma karte, to zadzwonia i oddadza. Ok. No ale nie mam dalej kasy. Wiec karta numer dwa. Inny bankomat. I znowu powtorka z rozrywki. Konfiskata. Znowu dzwonienie i tlumaczenie. Ok jutro karta do odbioru. A ja dalej bez kasy. A licznik bije. Czas siegnac do rezerwy na takie przypadki. Z domu zabralem 500 dolarow, w razie W. I teraz nastapil taki przypadek. Rozmienilem 100 zeby bylo na zas. I do hotelu. A tu kapec. I zmiana kola. Kierowca tak sie guzdral, ze sam zmmienilem w 10 minut. Z przyklaskiem publicznosci, bo luda sie zeszlo. Bialy pracuje. No i w koncu dojechalismy do hotelu. I co. I o ku..a, rezerwowalem przez Expedia. Zaplata z gory. A w hotelu nic nie wiedza. Ze niby jaki Woch?? Nic tu nie ma. No i znowu, dzwonienie, sprawdzanie itd itp. Znalazlem sie. Wiec jestem w pokoju i pisze. I ledwo na oczy patrze. Jutro zdjecia i podsumowanie Jawy. Narazie na Bali nie robie planow. Jak dostane spowrotem karty, to bede planowal. Poki co, tryb extreme economy. Dobrze ze hotel oplacony. Bo 500 dolarow na miesiac moglo by byc cienko. A tak, jak nie bede nic kombinowal przezyje na luzie :)