Geoblog.pl    addapp    Podróże    Tajwan/Indonezja    Wbrew prawu logiki - plan sie zaczal sypac
Zwiń mapę
2015
12
sty

Wbrew prawu logiki - plan sie zaczal sypac

 
Indonezja
Indonezja, Ende
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15432 km
 
No wiec instynkt mnie nie zawiodl. Ruszylismy z Labuan Bajo w kierunku Ende. Jednego z najwiekszych miast Flores. I punktu wypadowego, na Kalimutu oraz do okolicznych atrakcji. Po drodze plan, przystanek pola ryzowe, w ksztalcie pajeczej sieci i endemiczna wioska. Ruszylismy o 14. Po 10 minutach pierwszy przystanek. Kierowca wysiadl i pobiegl do jakiegos domu. Wrocil przebrany i odswiezony po 20 minutach. Wytlumaczyl lamana angielszczyzna, ze to jego dom i musial sie przebrac, bo wrocil dopiero z trasy. Hmm a gdzie byl ?? W Ende, czyli tam gdzie zmierzamy. Ok. Po 20 minutach drugi przystanek. Kierowca musi sie napic kawy, bo zmeczony. Po nastepnych 20 minutach, znowu przystanek. Tym razem stacja paliw. No bo z pustym bakiem, to daleko nie zajedziemy. Ale na stacji nie ma pradu. Wiec czekalismy prawie godzine, az bedzie. Zatankowalismy i w droge. I zaczela sie jazda. Wiecie ile zajmuje czasu przejechanie z miejscowosci Labuan Bajo, do odleglej w lini prostej o 65 miejscowosci o nazwie Ruteng ??? 7 godzin. Tak tak. Na mapie w lini prostej 65. Asfaltem 120 km. A kazdy kilometr przejechany 3 razy. Takie drogi, to na rajdach ciezko znalezc. Asfalt dobry. Nawet bardzo dobry. Ale co z tego. Jak srednia predkosc, to 20 na godzine. Pod gorke, z gorki i co chwila zakret. Jak nie 90, to 180 stopni. Z punktu widzenia kierowcy fascynata, cos pieknego. Z punktu spieszacego sie turysty, horror. Z punktu zmeczonego kierowcy, pewna smierc. Kierowca nie dal rady. Po dwoch godzinach jazdy, przestalem patrzec na okolice. Zreszta zrobil sie mrok. Patrzylem na droge i na kierowce. Po pieciu godzinach, gdy kierowca przysnal za kolkiem, zlapalem za kierownice i kazalem mu sie ze mna zmienic. Rozumiem czemu gosciu wymiekl. Tego rodzaju drogi, sa bardzo meczace. A on ja przejechal juz raz, w ciagu tej doby. Z punktu widzenia klienta, wyciagnalem telefon i zadzwonilem do organizatora z awantura. Ten zaczal mi gadac jakies bzdety, to mu powiedzialem, ze nie interesuja mnie wymowki. Gadka szmatka, jak wroce to odda mi 500 tys. Dobra. Ruszylismy dalej. Ja za kolkiem. Kierowca spal jako pasazer. Opanowalem jazde dosc szybko. Ale jako ze przez przystanki i droge zrobilo sie ciemno, to moglem zapomniec o polach ryzowych i wiosce. Dojechalismy do Ruteng. Pozniej Bajawa. A pozniej Ende. Z Labuan Bajo do Ende jest 410 km. W polsce, w korkach i tloku, zajmie taki odcinek maks 7 godzin. My jechalismy 15. W Ende mialem miec nocleg. Ale nie bylo sensu. Byla 5 rano. A na Kalimutu jedzie sie 1,5 godziny. Tylko 20 km. Polozylem sie z tylu, a kierowca jechal. Ogolnie z tych 15 godzin, ja przejechalem jakies 6,5. Frajda. Ale wkur... bylem na maksa, na organizacje. Mialem zobaczyc wschod slonca na Kalimutu. Upss, dojechalismy o 6.30. Za pozno. Wstep 150 tys. Ruszylismy na wulkan. W sumie 15 minut spacerkiem. Samochodem dojezdzasz prawie na sama gore. Jak zobaczylem miejsce, jeziora i panorame, to cisnienie mi zeszlo. Spedzilem 2 godziny siedzac i patrzac. Bromo jest drugie, jezeli chodzi o widoki. Papandayan nadal wygrywa. Kalimutu nie ma aktywnosci, choc ponoc aktywne jest. Siedzac na punkcie widokowym, zalowalem, ze nie zdazylismy na wschod slonca. Musi byc piekny. Siedzialem i zastanawialem sie co dalej. No coz, trzeba wracac spowrotem. Jest 9 rano. Do wioski jakies 80 km, do pol ryzowych jakies 160. Wiec za dnia dojedziemy. Ruszylismy spowrotem. Dojechalismy do Ende, a tu kierowca mi mowi, ze dojedziemy do Bajawy i wezmiemy hotel. Spytalem sie czy zartuje. On, ze jest bardzo zmeczony, ze nie da rady dojechac, ze to, ze tamto. Ja na 27 godzin przespalem 3. Bylem zmeczony. Wiedzialem, ze nie dam rady prowadzic. Nerwy mi puscily. Kazalem kierowcy sie zatrzymac. Zadzwonilem do organizatora i zaczalem tak bluzgac, ze dopiero po chwili dotarlo do mnie, ze robie to po polsku. Zmienilem jezyk i powiedzialem, ze nie wiem jak on to zrobi, ale ja mam byc w Labuan Bajo maksymalnie o 11 w dzien 13.01. Bo o 13 mialem samolot do Denpasar. Oddalem telefon kierowcy, cos tam pogadali i wrocilem do rozmowy. Znowu sciema, ze kierowca zmeczony, ze nie da rady jechac, ze musi sie wyspac i ze zrobi wszystko, zebym dotarl na miejsce o czasie. Powiedzialem do goscia zeby sie zamknal. I ze mam nadzieje, ze jak dotre do Labuan Bajo to zastane go w biurze. Rozlaczylem sie i kazalem kierowcy, zawiezc sie na lotnisko w Ende. Zdziwiony byl. Ale jeszcze bardziej, gdy dojechalismy na lotnisko, wysiadlem z samochodu i powiedzialem, ze moze sobie wracac. Kupilem bilet z Ende do Labuan za 500 tys. Samolot startowal o 14.55 byla 10. Wiec przedstawialem naprawde niecodzienny widok, spiac na chodniku pod sciana lotniska, z plecakiem pod glowa. Nawet kilka razy mnie pytali, czy dobrze sie czuje i takie tam. Samolot przylecial. Garuda Indonezja. W Labuan Bajo bylem w ciagu godziny. Zameldowalem sie znowu, ku zdziwieniu wlascicielki, w tym samym hotelu i ruszylem do goscia. Nie byl zdziwiony jak mnie zobaczyl. Pytal nawet jak minal lot. Boze, jak ja mialem ochote mu ten usmiech sciagnac piescia z twarzy. Spytalem sie go, jak widzi wyjscie z tej sytuacji. A on do mnie, ze to nie jego problem, bo on juz zaplacil kierowcy i to ja nie chcialem jechac dalej. Myslalem, ze szlag mnie trafi. Chyba w 5 minut, jak zaczalem wrzeszczec, zlecialo sie pol wioski. Powiedzialem do goscia, ze chce spowrotem 1,3 mln. Bilet na samolot, plus za hotel. Plus moj stres. Nie chcial. Wiec wzialem go na sposob. Bo lac juz nie chcialem. Kurdupla bym chyba zabil. Spytalem sie, czy moze mi pokazac licencje. W tym momencie wiedzialem, ze trafilem go w czuly punkt. Nie ma. Hmmm. A podatki placi ? To niech wystawia rachunek. A on, ze juz mam potwierdzenie rezerwacji. No to powiedzialem, ze sa dwie opcje. Ja dostaje kase i ide w swoja strone. Druga, to ide na posterunek policji i zglaszam, ze bez licencji sprzedaje wycieczki turystom. Wierzcie, ze w Indonezji to wieksze przestepstwo, niz nieplacenie podatkow. I na koniec, ze zglosze do ministerstwa finansow, ze nie chce mi wystawic rachunku. Kazal mi sie uspokoic i powiedzial, ze moze mi oddac za bilet. Haaaaa !!! Jestes moj kurduplu podpalany. Dobra, do brzegu. Dwa razy wychodzilem po policje. Dostalem 1,2 mln spowrotem. Czyli za wycieczke do parku i na Kalimutu, zaplacilem 3,3 mln. Bilety wstepu 510 tys. Paliwo jakies 800 tys. Lodz jakies 900 tys. Wiec i tak skubaniec, jeszcze zarobil. Nie widzialem pol ryzowych. Nie widzialem wioski. Nie widzialem nic, oprocz zakretow, waranow i wulkanu. Czy zaluje?? Nie. Uczymy sie na bledach. Tak zdobywamy doswiadczenie. Ja zdobylem jeszcze jedno. I teraz, albo kupie wycieczke, ale place polowe przed, a polowe po, albo nie jade. Indonezyjczycy mysla, ze wobec turystow sa bezkarni. W sumie maja racje. Gdyby w Malang na Jawie, siostra Daniego nie uswiadomila mi, jako pracownica ministerstwa, jakie sa konsekwencje za dzialanie bez licencji i unikanie wystawiania rachunku, to bym nie wiedzial jak z gosciem gadac. Pewnie by sie slizgnal, ale na lapowki by wydal wiecej, niz mi dal. Wrocilem do hotelu, pstryknalem zachod slonca z ostatniego pietra hotelu i polozylem sie spac.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 116 wpisów116 77 komentarzy77 1313 zdjęć1313 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
02.08.2020 - 11.08.2020
 
 
27.11.2014 - 30.01.2015