Znowu Bali

Wypad na Flores byl kosztowny. Ale nie zaluje zadnego grosza. Z jednej strony, to byl horror. Z drugiej, cudowne przezycie. A jeszcze z innej, dobra nauka na przyszlosc. Flores jest w porownaniu do Bali, dziewicze. Gdybym wiedzial, to bym zostal dluzej. Zobaczyl wiecej. A tak, trzy dni wyjete z zyciorysu. Ale cos mi sie wydaje, ze jeszcze sie z ta wyspa kiedys zobaczymy. Duzo mnie ominelo. Za duzo, zeby odpuscic. Ale jak wroce, to na calkiem innych zasadach. Moich. Patrze na to co robia Indonezyjczycy i mam ochote otworzyc tutaj biznes. Sadze, ze w ciagu roku wybil bym, polowe konkurencji. Stojac wczoraj na ostatnim pietrze hotelu, patrzac na zachod slonca, czulem sie szczesliwy. Widok na port. Statki. Wyspy. Moment, ktory bede pamietal do konca zycia. Dla takich momentow wlasnie podrozujemy. Przynajmniej ja. Wygralem, teoretycznie przegrana walke. Ale to byla tylko, wisienka na torcie. Zobaczylem piekne miejsca. Wyjatkowe stworzenia. Swietna droge. Malo tego bylo. Ale sycace. A potem wrocilem, na Bali. Z smiesznostek. Samolot mial startowac o 13. Wystartowal o 17. "Lekki" poslizg. A jak wyladowal w Denpasar, to otoczylo go stado mechanikow i zaczeli cos grzebac w silniku. Wszyscy co lecieli, patrzyli na siebie z niemym pytaniem. Mamy szczescie ze wyladowalismy ?? Bo lot byl ciezki. Samoloty na wewnetrznych trasach, to z reguly turbo smiglowe, czy jak one sie nazywaja. I lataja na niskim pulapie. Tak do 3,5 tysiaca metrow. A pogoda po opuszczeniu Flores, sie zepsula na maksa. Trzeslo, ze bania mala. Teraz siedze w hotelu. I znowu jestem na tej cholernej wyspie. Dwa tygodnie, do powrotu do domu. Musze sie zmusic do zwiedzania. Ale nie potrafie wlaczyc w sobie czegos tego, co mnie pcha do przodu. Bali nie dziala na moja ciekawosc. A to mnie zawsze napedza. Na Flores na moment odzylem. Cos z ta wyspa jest nie tak. Miejmy nadzieje, ze mi minie.

Komentarze (0)