I bogu dzięki. Mówi się, że jeżeli się na coś nastawisz to tak będzie. Ja się nastawiłem, powiedzmy negatywnie do tej miejscowości. I dostałem za swoje. Powiem tak. Jeżeli chce się przyjechać tutaj dla miasta... to lepiej sobie odpuścić. Zabłocone, nachalne, turystyczne, drogie, tandetne. Nawet mgła ( sorki Krzysiu ) nie jest w stanie tego zasłonić.
Niestety nie było mi dane podziwiać okolic. Mleko otuliło miasto i okolice tak szczelnie, że tylko momentami jak mocniej zawiał wiatr to było coś widać. No chyba że padał deszcz, to mgłę zastępowały chmury. Po 10 godzinach snu ogarnąłem się i ruszyłem w stronę kolejki linowej na Fansipan. Po 15 minutach byłem spowrotem w hotelu, z czego 7 zbierałem się z asfaltu. Jako że w nocy padał deszcz i to mocno, to pobocza zamieniły się w błotne rzeki. To i połączenie spychającej Ciebie do rowu osobówki, wymusiło położenie motoru, bo niestety pobocze poniosło. Na suchym to bym może się uratował, a tak lusterko poszło w diabły, a cała du..a w błocie. Oczywiście wszyscy się zlecieli, pomagali wstać,pytali czy wszystko ok. No cóż. Wstałem, wsiadłem, zawróciłem. Podejście nr dwa i dotarłem już bez przygód do stacji kolejki. Koszt wjechania najdłuższą kolejką linową na świecie ( ponad 6 km ), to 700.000 VDN w dwie strony. Czy warto ? Moim zdaniem tak. Z dwóch powodów. Nawet gdy tak jak dzisiaj jest mgła, sama przejażdżka aby dotrzeć na dach Indochin jest tych pieniędzy warta. Po drugie, jeżeli pogoda jest piękna ( sprawdźcie prognozy chcąc tu przyjechać ), to widoki muszą być zapierające dech w piersiach. Gondole zasuwają bardzo wysoko nad ziemią, to raz, a dwa jak przez chwilę się przedmuchały chmury, to to co widziałem, samo w sobie było niesamowite, a co dopiero jak będzie pogoda. Na cała wyprawę trzeba przeznaczyć minimum 6 godzin. Gondole jadą 15 minut. Później mamy dwie opcje. Jako że linówka zatrzymuje się ciut poniżej szczytu, mamy opcję dojść na piechotę, albo wykupić bilet za 70.000VDN w jedną stronę i wjechać wagonikiem takim jak na Gubałówkę. Żeby wejść zabrakło mi tlenu. Pokonałem kilka schodków i zacząłem dyszeć jak stary parowóż. Więc odczekałem swoje i wjechałem. Ale w dół już zszedłem sam. Widoki zerowe. Chmury chmury i jeszcze raz chmury. Dotknąłem szczytu i ruszyłem w dół. Gdy dotarłem do motoru okazało się że wskaźnik paliwa dziwnie się zsunął w okolice czerwoności. A jak wyjeżdżałem to było kreskę przed. No cóż dojechałem gdzie się dało i polazłem po benzynę. Znów godzina w plecy. Ehh. No dobra. To nie zjeżdżam do hotelu tylko jadę coś zjeść. Kojarzycie ten moment, gdzie chcecie coś popieprzyć i sitko odpada? Ja tak miałem z ostrym sosem. Ale powiedziałem, że mam w du..e. Niech pali dwa razy, ale zjem te Pho Bo :) Tak więc dzień pełen wrażeń. Po obiedzie który mnie rozgrzał aż miło, znalazłem warsztat. Zmieniłem olej, bo jakoś mnie tknęło że nie wiadomo czy będzie okazja po drodze, a zmiany są zalecane co 1000km, kupiłem nowe lusterko i zapłaciwszy za całość 190.000 VDN wróciłem na kwaterę.
Podsumowując Sapę. Trekkingi gdy jest mgła nie mają dla mnie sensu. Zresztą to co mi się udało zobaczyć w drodze do Sapy, to mi wystarczyło aż nadto. Jeżeli chodzi o miasto, traktuję je jako zło konieczne, ale jak się zatrzymamy na obrzeżach to naprawdę nic nie stracimy. Wjechanie na szczyt kolejką... nie ważne jaka pogoda, warta czasu i pieniędzy. Szczerze mówiąc, nie wiem czy jest opcja na piechotę, ale jeżeli jest też może być ciekawa. Ale pogoda musi być,. bo inaczej strata czasu. Jest jeszcze Love Waterfall. Ujmę to tak. Przejeżdżałem obok niego i dziwiłem się, co ci ludzie tak się przy tej kresce wody fotografują. Nawet się nie zatrzymałem zrobić zdjęcia, taki mierny. To chyba tyle. Czas szukać nowego celu. Zaczynam wracać na południe.