Dojechałem. A jak jechałem, to zacząłem w pewnym momencie zastanawiać się, co dzisiaj napiszę. I wychodziło na to, że napiszę krótko zwięźle i na temat. Monotonnie minął dzień :) I żem wykrakał. Faktycznie pierwsze 150 km to była miła monotonna przejażdżka, w ciepłym wiaterku i świecącym słońcu. A potem... no cóż. Przez całe 2000 km widziałem dużo policji. Oni też mnie widzieli. I nigdy, nawet gestem, nie zdradzali chęci zatrzymania. A dzisiaj, nawet nie wiem gdzie to było, na drodze AH1 z krzaków nagle wychodzi na środek drogi policjant w sraczkowatym mundurze i pokazując na mnie białą pałka, zaprasza na pobocze. Ot myślę sobie, ciekawe do czego się przypierdzieli. Zatrzymałem się i widzę, że drugi policjant jak mnie zobaczył, zgasił motor i zsiadł. Jestem na 1000% pewny, gdybym się nie zatrzymał, to by mnie gonił. Tyle o domysłach w różnych blogach, czy gonią jak się nie zatrzymasz. Bardzo miły i uśmiechnięty pan psiak, za pomocą gogle translatora poprosił o prawo jazdy i dokumenty motoru. Następnie zaprosił do stoliczka, i pokazuje mi zdjęcie... Moje, mojego motoru, mojej tablicy rejestracyjnej i odczyt prędkości. O kurde ! Jechałem według zdjęcia 70 na ograniczeniu 60. I była to prawda. Akurat musiałem zwolnić :) Droga była super, a ruch mały ;) Ku memu zaskoczeniu mieli podstawy. No dobra. Teraz wymiar kary. Na małej karteczce pojawiła się kwota 300$. Na co ja, na szczęście po Polsku, nie kontrolując się za bardzo, odpowiedziałem że musiało Ciebie zdrowo w łeb pier…..ć Ty Ch... poje...., następnie grzecznie powiedziałem mu po angielsku żeby spadał. Na co on ojojoj i z 300$ skreślił jedno zero ;) Zacząłem się tak śmiać, że prawie z krzesła spadłem. Dobra, wiem gdzie jestem. Czytałem w necie, że 200.000 VND załatwia sprawę. Zabrałem mu prawo jazdy, odwróciłem się, z magicznej kieszonki wyjąłem 100.000 VND, wsadziłem w prawko i oddałem. A na gogle translatorze napisałem, że tylko tyle mam. Otworzył, popatrzył na mój szczery wyraz twarzy, pomlaskał i podając mi dokumenty powiedział, slow slow ok ok bye bye. I pobiegł do samochodu, bo ciężarówka na którą machał i gwizdał kolega, nie zatrzymała się. Potwierdzone w 1000% pogonili za nim. Pierwsza przygoda z policją w Wietnamie zaliczona. Ale dzięki temu incydentowi, zadałem sam sobie pytanie... gdzie się śpieszysz głąbie. Nie miałem dzisiaj planów, oprócz dotarcia do celu. Resztę drogi nie przekroczyłem ani razu dozwolonej prędkości. A tak dla siebie i na złość im :) Druga, powiedzmy przygoda, wiązała się z brakiem znajomości topografii i moją głupotą. Jadąc już spokojnie AH1 dojechałem do bramek płatniczych. Standardowo chciałem śmignąć prawą stroną, ale wyskoczył pan cieć i mówiąc no motorbike pokazał drogę obok. No ok. Sprawdziłem gdzie jadę. Dystans na nawigacji się nie zmienił. Więc ruszyłem. O co chodziło z bramkami. Były one na wjeździe do tunelu przez górę, skracającego drogę do Da Nang. Zakaz wjazdu motorów. I super. Bo objazd tymi ostatnimi 30 km był świetny obfitujący w super widoki. A najsympatyczniejsze w tym wszystkim były malutkie wodospadziki. A gdzie moja głupota? No cóż. Tunel prowadził przez górę, a objazd po górze. A ja miałem przed tunelem około 2/5 baku. I wspinając się po dość ostrych podjazdach, z niepokojem zacząłem obserwować opadającą wskazówkę poziomu paliwa. Gdy dojechałem na szczyt zatrzymałem się przy krawędzi drogi, żeby zrobić zdjęcie naprawdę imponującego widoku. Na to podbiega do mnie lokaleska i pyta czy chce zjeść, żebym zaparkował itd. itp. Ja że dziękuję, że nie i takie tam. Na to ona czy może petrol ? No trafiła cwaniara. Popatrzyłem na wskazówkę, sprawdziłem na mapie gdzie najbliższa stacja i mówię ok. Ta poleciała, wróciła z paliwem i lejkiem. Zalała litr i pyta czy drugi. W sumie co mi szkodzi. Nie będę musiał znowu ściągać torby, żeby dojechać do hotelu. Mówię niech leje. Zalała drugą butlę, a ja się pytam ile... 100.000 VND. Durny nie spytałem zanim zalała, po ile to paliwo. Głupi byłem więc dupa. Co mam powiedzieć, żeby odpompowała ? Po jakiś tam targach zjechała do 70.00 VND, ale to i tak 2x drożej niż na stacji. Ehh. Wiedza kosztuje. Dojechałem do hotelu. Zostawiłem torbę w recepcji, bo mój pokój jeszcze nie był gotowy i odstawiłem Bambaryłę na warsztat z listy autoryzowanych przez Phung. Umówiłem się ze odstawią mi motor jutro o 8 pod hotel. Wróciłem do hotelu. Oyo Dubai Hotel. 108.000 VND za noc. Bardzo miła obsługa, czysto, gorąca woda bez limitu czasowego i wygodne łózko. Odszczurzyłem się, dałem ciuchy do prania i ruszyłem na plażę. Muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony. Plaża szeroka i dłuuuuga. Piasek jak u nas nad morzem. Drobny i biały. Czysto!! Pospacerowałem trochę. W drodze powrotnej zahaczyłem o market, kupiłem piwko i jak wróciłem wysmarowałem powyższe. Puenta... nie krakać. To nie był monotonny dzień :)