Plan na koniec dnia, to zachód słońca na świątyni Phnom Bakheng. Więc zaczęliśmy o godzinie 10. Zwiedzanie tych głównych, schematycznych świątyń odbywa się dwoma trasami. Małą i dużą pętlą. My dzisiaj zrobiliśmy dużą pętlę, lekko zmodyfikowaną. Zaczęliśmy od Prasat Kravan, następnie Banteay Kdei, Sras Srang, East Mebon, Ta Som, Neak Pean, gdzie dotarliśmy w okolicach 12.30 i zrobiliśmy dłuższy postój, leniuchując w restauracyjnych hamakach, ponieważ wyprzedziliśmy grafik o ponad godzinę :) Po odpoczynku od 13 do 14 ruszyliśmy w kierunku Preah Khan. To największa z dzisiaj zwiedzanych i chyba najciekawsza. Najbardziej urocza ze względu na swoje położenie ( na środku bagien gdzie dochodzimy po długiej drewnianej kładce ) to Neak Pean. Po Preah Khan omijając Angkor Thom ( to ta modyfikacja ) dotarliśmy o 15.50 do Phnom Bakheng. I teraz wytłumaczę dlaczego tak szczegółowo opisuję godziny. Zachód słońca zaczyna się w okolicach 17.30. Kończy krótko po 18. Phnom Bakheng jest najwyżej położoną świątynia Angkoru. Dojście zajmuje około 20 minut, łatwym podejściem pod górę. Wstęp na najwyższą część świątyni, z której można podziwiać zachód słońca ma tylko 300 osób naraz. Na wejściu przed schodami dostajesz temple pass. Mają ich trzysta. Więc jak się skończą, musisz czekać, aż ktoś schodzący odda swój. A jak nie będziesz pierwszy w kolejce, to pozostaje czekać. O 16.15 jak doszedłem do świątyni, gościu rozdający temple pass miał ich tylko kilkanaście. Reszta rozdana. I nie widziałem żeby dużo osób schodziło :) Więc im wcześniej przyjedziesz tym pewniejsze wejście. Co do zachodu. Jak już jesteś na górze, moim zdaniem najlepsza miejscówka do zdjęć to lewy narożnik. Nie zasłaniają drzewa. A co do zachodu... no cóż panorama fajna. Ale zachód słońca nie powala. Tak naprawdę widziałem setki lepszych. Może tak trafiłem. Ale raczej nie sądzę :) Z góry jest też widok na Angkor Wat. Ale świątynia jest schowana pomiędzy drzewami, więc widać tylko najwyższe elementy. Po zachodzie słońca zejście na dół i powrót do hostelu. Jutro przerwa. Zwiedzanie świątyń jest dość męczące. Wysokie temperatury, słońce i wilgotność. Wykańczają. Nie śpieszy mi się nigdzie. Pojutrze wschód słońca i te największe i najfajniejsze świątynie. Ponoć :)